1 listopada 1905
Jesienią 1905 w Królestwie Polskim nastroje były minorowe. Na narastające od wiosny strajki robotnicze władza odpowiedziała siłą, do demonstrujących strzelano, tłum rozpędzano, po ulicach większych robotniczych ośrodków cały czas krążyły złowrogie kozackie patrole. Aresztowano i prześladowano wszystkich, których podejrzewano o sprzyjanie ruchowi robotniczemu. Tymczasem 30 października car ogłosił dekret zapowiadający wybory, wydawało się, że to zwiastun liberalizacji. W tej atmosferze 1 listopada 1905 na warszawskie ulice wyległ tłum.
Spontaniczne demonstracje miały być odpowiedzią na gest cara, miały pokazać poparcie i radość Warszawy, lecz hasła wznoszone w ich trakcie były daleko bardziej radykalne, żądano większych ustępstw, uwolnienia więźniów politycznych, socjalistyczne hasła mieszały się z żądaniami swobód narodowych, śpiewano i "Czerwony sztandar", i "Mazurka Dąbrowskiego". Po mieście krążyły patrole, wyczuć można było wzajemną wrogość między nimi a warszawskim ludem. Na placu Teatralnym przy Ratuszu tłum wdarł się do aresztu, chcąc uwolnić przetrzymywanych tam działaczy robotniczych. Padły strzały. Władysław Reymont, pisarz, przyszły polski noblista, w trakcie spaceru po mieście był świadkiem początku masakry:
Miałem już skręcić na Królewską, gdy jakiś ryk nieludzki wstrząsnął powietrzem. Od Wierzbowej wybiegł jakiś człowiek z okropnym krzykiem,a za nim drugi, trzeci, dziesiąty, uciekali już całymi kupami, biegli z porwaną odzieżą, zakrwawieni, bez czapek, z obłąkaniem w oczach, niektórzy przysłaniali głowy rękoma, uciekając ze strasznym wrzaskiem, padali z wyczerpania, pełzali na czworakach, gnani przerażeniem i rozpaczą.
- Mordują na placu Teatralnym! - rozniosło się lotem błyskawicy.
Nie jestem zdolny o tym pisać. Widziałem potem tę rzeźnię ludzką, krew mi się ścina na wspomnienie, wzgarda dusi, gniew obezprzytomnia. Ohydny mord bezbronnych! Zbrodnia z góry ułożona i wykonana na zimno. Zbrodnia wołająca o pomstę! Są rzeczy, których zapomnieć, ani przebaczyć nie wolno!
A oto spis z tego dnia do zapamiętania:
Mordowali na Złotej!
Mordowali na Przechodniej!
Mordowali na placu Bankowym!
Tego dnia zginęło ok. 40 osób, zaś raniono około 170 osób. Początek listopada 1905 był szczytem rewolucyjnego wrzenia w Warszawie. W kilka dni po masakrze, w niedzielę 5 listopada, przeszedł ulicami Warszawy marsz w niemym proteście przeciwko postępowaniu władz. Ponad 200 ts. ludzi zademonstrowało, że mimo masakry ludność jest zjednoczona i nie da się zastraszyć. Obawiając się eskalacji 10 listopada gubernator Skałon postanowił wprowadzić w Królestwie polskim stan wyjątkowy. W odwecie za to polscy rewolucjoniści zorganizowali na niego zamach.
Źródło:
Władysław Stanisław Reymont, Rewolucja 1905: notatki, Szkocja 1947.
Mapa
Fotografia:
Ofiary manifestacji ulicznej 1905 r. - Rys. Witold Wojtkiewicz/Cyfrowe Muzeum Narodowe