20 lutego 1945
Tadeusz Kałasa po powrocie do Warszawy w lutym 1945 roku:
Nasza piekarnia na ulicy Racławickiej była spalona. Musiałem ją odbudować. Wiedziałem, że muszę szybko znaleźć gdzieś drewno, najpierw na bramę, żeby odgrodzić się od ulicy, potem na dach nad piekarnią i stajnią. Mając wóz i konia, pojechałem do tartaku za Piaseczno. Musiałem przekroczyć dwa szlabany, bo wojsko stało i pilnowało, żeby niczego nie wywieziono z Warszawy. To była słuszna akcja, bo Warszawa była otwarta, mieszkania otwarte...
Pojechałem do Żabieńca – tam naładowałem metr czy dwa metry sześcienne desek (pieniądze miałem od wuja) – i wracam. Wjeżdżam do Warszawy, a ci żołnierze tacy zdumieni, że ktoś chce coś wwieźć, a nie wywieźć...
W końcu kupiłem chyba łącznie z pięć metrów tego drzewa i pomału się budowałem. Piece były prowizorycznie zabezpieczone blachą, która spadła z dachów. Chroniła je przed śniegiem i mrozem. No i zaczęliśmy produkcję – 20 lutego 1945 uzyskałem zezwolenie na uruchomienie piekarni.
Wtedy niespalony był tylko magazyn mąki i do przechowywania pieczywa. Nazywało się to ekspedycją. Nie zaciekał tam deszcz, więc postawiłem mały kociołek z rurą wystawioną na zewnątrz. Paliło się biowęglem, miałem zapas ze 30 ton, może nawet więcej.
Źródło:
Powroty. Warszawa 1945–46, wybór i opracowanie: Magda Szymańska, Wyd. DSH, Warszawa 2020.
Fotografia:
Uliczna sprzedaż chleba, Warszawa, marzec 1945 r. - Fot. PAP