24 marca 1985
Zakupy w PRL-u to często frustrujący i czasochłonny element codzienności. Szczególnie przed świętami temat stawał się boleśnie aktualny. Witryny nabierały "świątecznego blasku", a w kolejkach ludziom puszczały nerwy.
Gdy zbliżały się święta wielkanocne, zwane przez propagandę wiosennymi, piękniały sklepowe wystawy. W witrynach jak rozdęte pawie puszyły się sztuczne indyki, sztuczne kaczki, a sztuczne kwoki wysiadywały gliniane jaja. Piętrzyły się atrapy wielkich szynek z kością, jak węże wiły imitacje plastikowych kiełbas. Prawdy o ówczesnym handlu nie należało jednak szukać na wystawach, tylko we wnętrzach sklepów, gdzie toczyła się ostra nieraz walka o prawdziwe cytryny, pasztety i balerony.
Z księgi skarg i zażaleń, rok 1985:
O godz. 8.30 na stoisku było około 17 kg baleronu. O godz. 9 baleron został wykupiony. Ja oraz inni klienci zażądaliśmy dodatkowego wydania wędlin z chłodni. Ekspedientka wyszła na zaplecze i stwierdziła, że kierowniczka zabrała klucze do chłodni. Poszła po nią. Kierowniczka oświadczyła, że nic w chłodni nie ma. Jednak z wcześniejszego zachowania ekspedientki (znaczące mruganie okiem) wynikało, że towar jest. Jako klienci zażądaliśmy komisyjnego sprawdzenia zawartości chłodni, ale odmówiono nam tego, twierdząc, że to nie nasza sprawa. Kwestionujemy prawo kierowniczki bo w tym wypadku zamykanie jej nie miałoby przecież sensu - Gotlib Stefania, Teresa Mudzka, Anna Dobrowolska.
Wyjaśnienie kierowniczki: (...) Dostałam dorzut wędliny - 30 kg baleronu. Nie wprowadziłam wagowych ograniczeń, ażeby sprzedaż odbyć bez jakichkolwiek zatargów ze strony klienta. O godz. 9 skończył się więc towar. A w chłodni naprawdę nic nie miałam.
Źródło: W pogoni za jakimkolwiek ciuchem, Danuta Szmit-Zawierucha w Korzenie miasta, tom VII, Veda 2012
Z archiwum spółdzelni Społem czyli wyjątki z książki skarg i zażaleń
Fotografia:
Wystawa w sklepie mięsnym, lata 70. XX wieku - Źródło: Zbiory Narodowego Archiwum Cyfrowego