6 czerwca 1962
W tym dniu otwarto pierwszy w Warszawie sklep samoobsługowy z prawdziwego zdarzenia. W jednoprzestrzennym nowatorsko skonstruowanym pawilonie o powierzchni użytkowej 6 tys. m² znajdował się największy w Warszawie sklep spożywczy z własną piekarnią, wytwórnią garmażeryjną, rozbieralnią mięsa, palarnią kawy, paczkarnią i barem samoobsługowym „Frykas”. 430-osobowa załoga Supersamu była dumna, że tam pracuje, a klienci szturmowali - w sensie dosłownym - sklep każdego dnia od samego rana.
Pierwszy sklep samoobsługowy w Polsce otwarto w Białymstoku 8 maja 1956, pierwszy w Warszawie pojawił się 22 lipca tegoż roku na Brackiej, jednak żaden z nich nie dorównywał skali i rozmachowi Supersamowi. Był on jednym z pięciu sklepów w Warszawie obok Sezamu, Hali Mirowskiej, Koszyków i Merkurego, gdzie obowiązywało stałe zaopatrzenie. Z założenia miał to być także sklep w pełni samoobsługowy, jednak czas pokazał, że najbardziej pożądane towary masowo znikały ze sklepu w niewyjaśnionych okolicznościach, wprowadzono więc klasyczny system sprzedaży zwany "tradycją", w przypadku wędlin, mięsa, cukru, słodyczy i lepszych alkoholi.
O tym czym dla Warszawiaków był Supersam niech zaświadczy reportaż z codziennego otwierania sklepu:
Właśnie wybija siódma. Sprzedawcy zajmują swe miejsca na samie i na tradycji. Półki uginają się pod ciężarem bułek, warzyw, serów, mięsiwa. Na dworze jest już jasno i widać, że za ogromną szklaną ścianą nie ma już żadnej kolejki, lecz tłum. (...) Drzwi zaczynają trzeszczeć i pierwsi z tłumu, ci, którzy opierają dłonie o szkło, wyraźnie się boją. Nie wiedzą, że szkło jest hartowane i tłucze się w proch. A może i wiedzą, bo szyby, jak mówi dyrektor, lecą co trzy, cztery dni, a w tłumie są stali bywalcy. Inspektorzy boją się także. Nie boi się tylko pani Halina, która pierwsza sięga do górnego zacisku środkowych drzwi. I właśnie ten zacisk nie puszcza. Boczne skrzydła tryptyku są już otwarte. Dwa nurty tłumu wpadają do sklepu i pędzą ku ladzie tradycji. Pierwszy biegnie mężczyzna w ciemnej kurcie i w kaszkiecie, w sznurowanych butach, wielki, ciężki, siwy. Za nim jeszcze paru mężczyzn i te silne baby, duże, szerokie. Dalej młodzież, która w tłumie przed sklepem zdołała się prześwidrować do przodu. Ale w tym biegu daje się przegonić. W tłumie przepychała się chyłkiem, anonimowo, szarówką, a teraz znalazła się w świetle, na oczach mężczyzn w białych fartuchach, sprzedawczyń za ladą, kasjerek z dłońmi na klawiszach swych maszyn. Więc młodzież, zwłaszcza męska, więdnie jakby, patrzy pod nogi, udaje, że się tu znalazła przypadkiem, i traci pozycję w wyścigu. Wyprzedzają ją nawet tabory, te chłopaki podwarszawskie z pustymi koszami, te starowinki o kijkach. Drzwi środkowe są ciągle zamknięte i ciągle tkwi jeszcze za nimi klin zrozpaczonych klientów, którzy tak byli bliscy pierwszeństwa za ladą. Rozglądam się za panią Irenką. Stoi sobie z boku. O godzinie siódmej trzeba uważać, gdzie się tu stoi. Nie wolno się znaleźć na linii, która łączy drzwi z tradycją. Nieostrożność może się skończyć szpitalem i sądem. I nikt nie chce płacić odszkodowań – ani Supersam, ani PZU. One naprawdę nie czują się winne. Więc pani Irenka stoi na boku. Rzeczywiście, ma na twarzy fioletowe plamki. Patrzy gdzieś przed siebie, na domy po drugiej stronie, i kręci głową. Pyta: – No, czy pani kiedykolwiek zapomni o tym?
Mimo przeprowadzonej kampanii na rzecz uratowania budynku przed zniszczeniem jako cenny zabytek architektury PRL-u i unikatowy projekt budowlany swoich czasów, Supersam został rozebrany w grudniu 2006 w celu przygotowania miejsca pod budowę innego budynku.
Źródła:
Małgorzata Szejnert, My właściciele Teksasu. Reportaże z PRLu, Kraków 2013.
Błażej Brzostek, Za progiem. Codzienność w przestrzeni publicznej Warszawy lat 1955-1970, Warszawa 2007.
Supersam w Warszawie
Mapa
Fotografia:
Supersam w Warszawie - Fot. Zbyszko Siemaszko/NAC