29 sierpnia 1947
W sierpniu 1947 trwały prace przy przebijaniu ulicy Nowomarszałkowskiej (dawniej Nowotki, a dziś Andersa). Robotnicy jak co dzień przystąpili do prac budowlanych, gdy niespodziewanie natrafili na wrak czołgu. Przy Bonifraterskiej na wysokości dworca Gdańskiego doszło do wybuchu, który pozostawił po sobie 12 metrowy lej. To cud, że nie było ofiar śmiertelnych.
Gdy robotnicy pracujący na wysokości Bonifraterskiej natrafili na wrak czołgu, choć wzbudziło to pewne zdziwienie, nie podejrzewali nawet, że mają do czynienia z czołgiem pułapką. Spawacze przystąpili zatem do cięcia czołgu palnikami, blachy wrzucano na ciężarówkę. Właśnie nadjechały tramwaje linii 15 i 17, obok na przystanku stanął autobus. Spawacze przerwali pracę i zasiedli do jedzenia. Ktoś krzyknął, że z czołgu się dymi. Nagle nastąpił tak potężny wybuch, że w tramwajach jak i okolicznych domach wyleciały wszystkie szyby. Autobus rzuciło na wóz techniczny MZK, który stał obok. Ostatecznie nie było zabitych, ale ponad trzydzieści osób trafiło do szpitala. Lej o średnicy dwunastu metrów wskazuje, że ładunek wybuchowy w czołgu musiał ważyć co najmniej pół tony.
Do dziś nie wiadomo co to był za czołg. Nie ma żadnej relacji by w czasie powstania taki pojazd zniszczono. Prawdopodobnie była to jednak niemiecka pułapka saperska i choć wydaje się to nieprawdopodobne, polscy saperzy podczas rozminowywania Warszawy pozostawili czołg z amunicją ważącą pół tony!
Źródło:
Rafał Jabłoński, Historie warszawskie nieznane, Warszawa 2012.
Mapa
Fotografia:
Saperzy wydobywający niewybuchy, ulica Żelazna 1974 - NAC