23 maja 1946
Warszawa w 1946 roku wciąż była morzem ruin. W niektórych częściach miasta zniszczenia sięgały dziewięćdziesięciu procent, jak na Warszawskiej Starówce. Wśród ruin, bez kanalizacji, prądu, w budynkach grożących zawaleniem, mieszkali ludzie i próbowali wykonywać normalne codzienne czynności.
Na zdjęciu kobieta wywiesza pranie na sznurach rozciągniętych pomiędzy balustradami wiaduktu Pancera (Nowego Zjazdu). Zaraz za kobietą widoczna jest balustrada w poprzek jezdni, zabezpieczająca wysadzony fragment wiaduktu, łączącego przed wojną pl. Zamkowy z mostem Kierbedzia. Powyżej kościół św. Anny.
Oto jak reporter Rzeczpospolitej w maju 1946 przedstawił swoją wizytę na Starówce:
Zaczęłyśmy się rozglądać. Gdzież tu może być życie w tych straszliwych zwałach cegieł, w tych stosach gruzów gromadzonych jedne na drugich (...). A jednak. W resztkach muru otwór zabity jakimiś przywleczonymi skądś drzwiami, w tych drzwiach sterczy żelazna szyjka rury, na zewnątrz wydobywa się dym. Tam są ludzie. Pukamy do tych drzwiczek. Otwiera nam stara kobieta. Ubrana w nieprawdopodobne łachmany: nogi obwinięte ma w szmaty, włosy kosmykami zwisają na twarz. (...)
- Pani tu mieszka?
Zamiast odpowiedzi otwiera drzwi w murze i wpuszcza nas do środka. Otwiera się mroczne wnętrze jakiegoś dawnego sklepu, zaopatrzonego obecnie na nowo w prowizoryczny daszek. Na środku tego pomieszczenia żelazny piecyk, na jakimś kulawym stole wielka rzeźba, przedstawiająca głowę kobieca w stylu secesyjnym. W kącie mandolina, pod ścianami zbite z desek łóżka przykryte szmatami. wokół żelaznego, już wystygłego piecyka siedzą jeszcze dwie staruszki: w rękach kubki z wodą, w której rozmiękają skórki chleba.
- To panie tu mieszkają?
- A tu - mówi jedna z twarzą pomarszczoną jak jabłko. Mówi tonem raczej wesołym. - Ja całe życie na Starym Mieście. Tylko, że dawniej to miałam sklep w Rynku, a teraz tu siedzę.
W mieszkaniu (nazwijmy to mieszkaniem) są jeszcze dwie żywe istoty: duży bury kot siedzący nieruchomo na kolanach staruszki i wspaniały ostrowłosy terier.
- Ten kot ratuje nas przed szczurami, o mało go nie zagryzły jednej nocy, ale jakoś broni nas i siebie, a tego psa znalazłyśmy po powstaniu w ruinach i tak z nami został.
- Z czego panie żyją?
Gest, który oznacza "z niczego". Wreszcie najstarsza z lokatorek ruin mówi: - córka mojej siostry - tu pokazuje na drugą staruszkę - wychodzi na pracę, ale zarabia 20 złotych dziennie. Z tego trudno wyżyć. (...)
Więcej o powojennej Warszawie na aktualnej wystawie DSH "NA NOWO. Warszawiacy 1945-55". Zapraszamy do DSH!
Źródła: Warszawa, Ballada o odradzającej się stolicy, praca zbiorowa, Olesiejuk 2015
Mapa
Fotografia:
Wiadukt Pancera, powyżej kościół św. Anny, 1946 - Fot. PAP/Jerzy Baranowski