Warszawskie biura podróży

Zdjęcie dla kartki: Warszawskie biura podróży Blur dla zdjęcia do kartki: Warszawskie biura podróży

Fot. POLONA

30 lipca 1939

Choć dziś biura podróży są stałym elementem warszawskiego krajobrazu, jeszcze dwadzieścia parę lat temu było inaczej. Z Warszawy można było pojechać sobie do Supraśla czy Radomska, a do tego nie potrzeba było żadnego biura. Reszta świata została zamknięta dla Polaków na kłódkę, co skutecznie zahamowało dobrze rozwijającą się turystykę przedwojenną. Centrale największych wówczas biur podróży znajdowały się właśnie w Warszawie. Gdzie zatem Warszawiak mógł przed wojną spędzić urlop i za ile?

Oczywiście wszystko zależało od zasobności portfela. Zacznijmy od naprawdę zamożnego Warszawiaka z potężnym budżetem. Mógł on udać się do jednego z biur podróży i zakupić wycieczkę zagraniczną. Do jednej z najdroższych należała oferta biura Francopol na Trębackiej, z którym można było wybrać się na przykład na trzydziestodniową wycieczkę do Turcji, Egiptu i Grecji. Oferta obejmowała przejazd kolejami, zaokrętowanie w Stambule i przepływanie okrętem do poszczególnych punktów wyprawy, gdzie dorożkami, na osłach lub samochodami zwiedzano Kair, Ateny, Aleksandrię, piramidy. Poza objazdem w programie był także dziesięciodniowy pobyt w polskim pensjonacie w Heluanie pod Kairem, ekskluzywne posiłki i pomoc we wszelkich formalnościach. Taka atrakcja kosztowała niebagatelne 1650 zł co stanowiło około 13 średnich pensji warszawskiego robotnika (120 zł miesięcznie) i 6 pracownika umysłowego (250 zł miesięcznie).

Prężnie działało w Warszawie biuro Lini Żeglugowych Gdynia-Ameryka przy placu Małachowskiego 4. W ofercie znajdowały się nie tylko przeprawy pasażerskie do Stanów Zjednoczonych, choć taki był główny cel zakupu przez rząd linii żeglugowej. Linie obsługiwały także wycieczki połączone ze zwiedzaniem. W programie były na przykład na pokładzie "Kościuszki" wycieczka o nazwie "Stolice Państw Bałtyckich" w tym Gdynia-Ryga-Talin-Helsinki-Kopenhaga-Gdynia czy wyprawa na pokładzie "Piłsudkiego" do Amsterdamu i Londynu. Do Gdyni skąd odpływały okręty można było się dostać Wisłą, statkiem parowym towarzystwa żeglugi Vistula, którego przystań znajdowała się tuż przy moście Kierbedzia.

Największym i najpopularniejszym biurem podróży na polu organizacji wyjazdów krajowych był Orbis z centralą na ulicy Ossolińskich i ośmioma agencjami w Warszawie. Orbis oferował wyjazdy krajowe podzielone na pobyty wypoczynkowe indywidualne, grupowe i pobyty kuracyjne. Na wczasy z Orbisem można było wyruszyć w kilka najbardziej popularnych kierunków, nad morze, na kresy wschodnie, w góry. Oferowano pobyt w pensjonatach w Augustowie, Druskiennikach, w Werkach pod Wilnem, Krynicy czy Jastarni  w komfortowych warunkach, w pokojach z bieżącą wodą,  łazienką, radiem, salą bridżową. Dwutygodniowe wczasy w pensjonacie kosztowały około 100 zł od osoby.

Interesującym elementem przedwojennej turystyki były pobyty we dworach. Towarzystwo Turystyki i Rozwoju Ziem Wschodnich wydawało foldery, w których ogłaszali się właściciele majątków. Popularnym kierunkiem były okolice Suwałk i Augustowa, ale także Wilna czy Lwowa. W ofercie dworów były cztery proste posiłki, rozrywki takie jak przejażdżki konne, kąpiele, tenis, bridż, fortepian, radio, polowania, do zwiedzania okoliczne miejscowości czy na przykład błota poleskie. Dojazd zazwyczaj odbywał się we własnym zakresie, należało także przywieść swoją pościel. Nie każdy jednak mógł z oferty skorzystać. Wiele z nich było opatrzonych komentarzem "Przyjmujemy tylko chrześcijan", a gdzieniegdzie pożądano wyłącznie chrześcijan i towarzystwa ludzi kulturalnych. Wyjazd tego rodzaju należał do stosunkowo tanich - opłata dzienna wraz z posiłkami wynosiła około od 2,5 do 4 zł od osoby, czyli na dwa tygodnie pobytu czteroosobowej rodziny pracownik umysłowy musiałby wydać jedną pensję.

Mało zamożna część Warszawiaków nie mogła sobie pozwolić na tego rodzaju wczasy. Jeśli mieli szczęście mogli skorzystać z oferowanych gdzieniegdzie pobytów częściowo opłacanych przez pracodawcę czy Sekcję Wczasów Robotniczych lub pojechać do rodziny na wieś. Dzieci można było posyłać na kolonie organizowane przez szkoły, różnego rodzaju towarzystwa szczególnie wspierające dzieci i młodzież z uboższych rodzin, a także przez prężnie działające wówczas harcerstwo.

Jezioro Narocz oraz wycieczka pociągiem popularnym w dolinę Świcy


Zobacz więcej materiałów Polskiej Kroniki Filmowej na stronie Repozytorium Cyfrowego Filmoteki Narodowej.

Źródło:
Olgierd Budrewicz, Słownik warszawski, Olszanica 2011
POLONA

Fotografia:

Jedźcie nad polski Bałtyk, 193- - Fot. POLONA

Materiały dodatkowe